poniedziałek, grudnia 15

Dla siebie: Internista, dla Skalpela: Pigularz

Przede wszystkim:
internista zajmuje się chorobami trzewi, a rodzinny "skoordynowaną opieką medyczną" czyli leczy nieustępującą anginę, wypisuje skierowania do poradni specjalistycznych, wypisuje recepty na leki dla przewlekle chorych, daje L4 jak komuś nie chce się iść do pracy.
A w sumie obaj dorabiają w przychodniach... Jeśli na kogoś trafić, to lepiej na internistę, bo jest bardziej na bieżąco.

Interna ma wiele gałęzi, które są teraz samodzielnymi specjalizacjami m.in.: Endokrynologia, Gastroeneterologia, Geriatria, Hematologia, Kardiologia, Nefrologia, więc sporo zależy od tego jaką dziedziną ktoś się zajmuje. Specka gwarantuje dużo papierów i kontaktu z ludźmi.
Choroby internistyczne są w znacznej mierze przewlekłe i czego nie da się wyciąć, to trzeba leczyć miesiącami albo dożywotnio. Efekty leczenia są różne i zależą od współpracy pacjenta. No co z tego że pani Józia ma cukrzycę typu 2, którą można wyleczyć dietą i ruchem, skoro ona nie chce się ograniczać. Żaden konował nie będzie jej mówił co ma jeść i pić. Ona nie wyobraża sobie dnia bez słodkiego "cappuchinno" z torebki. (takie słodkie, z syropem glukozowo-fruktozowym, nie wiem czy jest w tym kawa). I ciastka lubi podjadać. Po to jest lekarz, żeby jej przepisał dodatkową pigułę. W ogóle leki są po to, żeby ona nie musiała zmieniać starych przyzwyczajeń.
Dla kogoś wadą mogą być powolne efekty leczenia albo niewystarczająco spektakularne.

Uczy podejrzliwości, bo pacjenci sporo ukrywają. Hasło: "panie, piwo to nie alkohol" to oczywista oczywistość!

Atmosfera luźnych rozmów na oddziale? Też mają poczucie humoru, porównując internistyczny z chirurgicznym, to żarciki internistów są jak bardziej jak komedie Allena, bardziej wysublimowane, rzadko dosłowne, kiedy drugich są jak z South Park, jbzd, rubaszne, czasem na poziomie podstawówki.
Jest bardziej spokojnie w dyżurce, nie ma złośliwego przekomarzania się. Słyszałam opinie o "połknięciu kija", ale to raczej wynika z braku chęci spoufalania się. Jest tam mniej osób skłonnych do zwierzeń, choć spotkałam naprawdę wyluzowanych ludzi, którzy opowiadali o swoim życiu osobistym, o ukochanej furze. 

Żeby być szczęśliwym z wyboru interny trzeba lubić uczenie się teorii. Interna rozwija się ciągle, ale opiera się na zmianie leków i nowych jednostkach chorobowych, w chirurgii są po prostu zmiany zespalania i obsługa nowszych narzędzi. Więcej bazuje się na wiedzy niż intuicji.

***
Lekarz zbadał pacjenta, zniknął na zapleczu, po czym wrócił ze słoiczkami wypełnionymi lekami. - Rano proszę zażyć zieloną tabletkę i popić szklanką wody, po obiedzie niebieską i popić ją szklanką wody, a przed snem czerwoną i popić szklanką wody... 
- O rety, doktorze, co mi jest?! 
- Pije pan za mało wody.

niedziela, grudnia 14

"z pana g*wna w króla tyrana"

Inspirowane "300" i "300: Początek Imperium"

Na każdej uczelni krąży dowcip o hierarchii studentów: pierwszy rok jest g*wnem, drugi - panem g*wnem, kolejno studentem, panem studentem, doktorem i panem doktorem. Co ciekawe we łbach przewraca się tylko tuż po dostaniu na medycynę, wszyscy są tacy dumni, że są już na taaakich studiach, zwłaszcza jeśli chodzi o uczelnie przereklamowane i "prestiżowe" typu UJ i WUM. Potem to mija.
W pierwszej notce wspominałam o trudnościach i wątpliwościach na pierwszych latach. Zawsze są. Działanie asystentów jest często na pokaz, co byśmy wiedzieli, że to UM, nie liceum. Były uczelnie znane ze szmacenia ludzi, jednak teraz wszystko idzie w dobrą stronę i atmosfera staje prospołeczna (ale nie mówię, że idealna).

Skąd to się bierze? Ano, może prowadzący też był kiedyś studentem, też go "stresowali" i nagle poczuł wpływ władzy.

Znacie tę historię?
Przed przemianą - nieśmiały, spokojny
Po przemianie - bóg zemsty
Na łożu śmierci król Dariusz mówi synowi: "daj tym Grekom żyć, tylko Bogowie mogą ich pokonać". Artemizja mówi młodemu Kserksesowi: "słowa ojca były wyzwaniem, nie przestrogą. Stań się bogiem, a pokonasz Greków". Kserkses poddaje się mrocznym praktykom, wędrówce przez pustynię i kąpieli w magicznym jeziorze, by stać się silnym i nieskazitelnym bóstwem.
Widzę tutaj analogię do kogoś, który wybiera ścieżkę dydaktyczną. Jeszcze nie otrzymał pełni władzy, a już czuje się ważny. Nie może wyładować złości na szefostwie, więc zostają mu studenci.
Otwarcie przewodu doktoranckiego to podróż przez pustynię, by znaleźć jaskinię pustelnika i jezioro, które uczyni cię bóstwem.  


Co ciekawe, kiedy asystent NAPRAWDĘ coś osiąga, nie musi już udowadniać swojej "mądrości" i przestaje być nadętym, przemądrzałym. Nagle odkrywa, że ma poczucie humoru, staje się bardziej szczery (już nie hipokryta). Czasem starczy stanie się docentem, czasem stanie się profesorem. Czasem awans na szefa. Albo nowszy model żony :P


Jest taki moment kiedy Student/Spartiata da okrzyk "this is Sparta" - kiedy sprawa trafia do sądu. Albo człowieka wyprowadza policja. Albo ciągną się procesy o mobbing. Tutaj kończę i żeby czytelnik sam sobie dopowiedział :)

***
Do tej pory nie spotkałam się osobiście z tak złym traktowaniem, ale trochę podpatrywałam, poza tym różne rzeczy się słyszy. Notka nie była pisana pod konkretnego człowieka, ale bardziej pod konkretne zachowanie!! 
***
ojoj. Może ktoś tutaj pasował, ale to już historia jak starożytność...

środa, grudnia 10

codziennie karm instynkt samozachowawczy

Czarny humor rozładowuje napięcie i pozwala patrzeć na śmierć, kalectwo i nieszczęście z dystansu:

"Obecnie ilość przeszczepów od żywych rośnie wobec ilości przeszczepów od zmarłych. Wiecie, teraz produkują lepsze auta, bardziej pancerne, samochody dostają poduszki powietrzne z każdej strony, dlatego mamy mniej zgonów podczas wypadków".

Niedoszły samobójca trafia na SOR. Próba poderżnięcia gardła, nieprzyjemny widok, a skóra i mięsień mostkowo-obojczykowo-sutkowy przecięte. Dużo szycia, szydełkowa robota. Oczywiście większe naczynie nieuszkodzone, żyły szyjne nietknięte.
"I co? warto było? Czemu nie próbowałeś powiesić się na drzewie? (Albo: Łatwiej byłoby powiesić się na drzewie").


niedziela, grudnia 7

Marynarz i Rum

W związku z ustawą o ochronie danych osobowych i wzgardą plotkami spróbuję ograniczyć barwne opisy pacjentów.

X: Czy ma Pan jakieś nałogi?
Marynarz (dawno temu był nim): Zdarzało mi się wypić.
X: Jak często?
Marynarz: Jak pływaliśmy, to codziennie. Kiedy skończyliśmy nasze obowiązki, to potem piliśmy. Powiedzcie mi, co można robić na oceanie, kiedy nie ma kobiet, telewizji. Zresztą tam nie było lekarza, jak któryś zachorował, to pił spirytus i szedł do pracy. ooo, spirytusem to "wysuszam" sobie wrzody żołądka.
X: Wrzodów żołądka nie leczy się alkoholem.
Marynarz: Leczy się
X: Nie leczy się.
Marynarz: A ja leczyłem i mi się udało.
(...)
X: Czy pije pan obecnie?
Marynarz: Nie, ale jak zmieniłem pracę, to piłem. Jak się przeziębiłem, to piłem spirytus i jechałem do pracy.
X: Co?? Tak nie można.

Inne miejsce, inny czas.
Młody chłopaczek niewiele ponad 18 lat. Trafił do szpitala z ostrym zapaleniem trzustki.
Lekarz: Odtąd ma Pan ścisłą dietę i zero alkoholu.
Młody: Niedługo urodziny kumpla. Czy mogę raz się napić piwa?
Lekarz: Ależ oczywiście. NAPIJE SIĘ PAN PIWA RAZ. Tylko to będzie RAZ W ŻYCIU. raz.
I nie już zdążą przywieźć Pana do mnie, przynajmniej żywego, więc nie będzie Pan mógł mi się poskarżyć (...) W pana przypadku obowiązuje całkowita abstynencja (...) I dalej wykład o trzustce, enzymach.

Ja raczej nie kłócę się z pacjentami (co nie znaczy, że bym ich nie pouczyła). Mam pesymistyczne podejście i uważam, że moje gadanie ich nie zmieni. Jak najbliżsi im nie wytłumaczą, to czemu ma to się udać komuś obcemu, nawet lekarzowi. Przecież co może wiedzieć konował o nich. Pili i żyli, czemu teraz ma im się pogorszyć. Zwłaszcza ci, którzy byli kryci w pracy przez kumpli, szefa. Mieli przyzwolenie, więc czemu mieliby mieć wyrzuty sumienia.

niedziela, listopada 30

Skrypt idealny

Młodsi i znajomi pytają się mnie z czego trzeba się uczyć, a przede wszystkim, z czego pytał pan profesor. Otóż pan profesor pytał ze swojej wiedzy, na którą składają się podręczniki przeczytane od jego czasów studenckich do chwili obecnej, czasopisma medyczne plus mądrość życiowa.
Tak więc nie ma skryptu na daną klinikę. Nie istnieje idealna książka dla żadnej dziedziny, aczkolwiek Duży Szczeklik jest Biblią internistyczną.

Ze wspomnień: na biologię oficjalnie wymagano Albertsa, nieoficjalnie asystenci pytali z tajemniczych kserówek, które były spisane chyba sprzed 10 lat. Kserówki - prelekcje były napisane topornym językiem, bardzo sucho, bez rozwinięcia tematu. Ciężko mi się to czytało. Asystent L po kilku pytaniach drążył temat, czy uczę się ze starych prelekcji, chyba zaprzeczyłam, nakazał naukę z podręcznika. Oczywiście pytania z poprawy były ze starych prelekcji!
W sumie dobrze, że teraz nie muszę czytać kserowanych prelekcji czy opracowań studenckich. Błędy "syrena" zamiast "seryna" po którymś razie nie śmieszą.

Zadanie to "proszę doczytać w domu" jest w porządku, o ile można znaleźć dany temat w wiarygodnym źródle.

piątek, listopada 28

Femina silna, niezależna

Ostatnio byłam zmuszona słuchać rozmów. Panna X opowiadała, jaką jest silną i niezależną kobietą, co powoduje, że nie może spotkać odpowiedniego chłopaka, a wspóllokatorki z nią nie wytrzymują. Przygryzłam wargi, żeby się z nią nie kłócić, ale dla mnie nie jest niezależną, bo mamusia jej płaci za pokój, mieszkanie, pizze, colę, piwo, ciuszki itp; a to, że ludzie z nią nie wytrzymują, to nie znaczy, że jest silną osobowością, to znaczy, że jest wredna. Można mieć silną osobowość, a być szanowanym. Co innego być zgredem, a co innego być asertywnym.

Po "internetach" krążą memy jak powinna wyglądać kobieta silna i niezależna.


Wg mnie niezależna kobieta wygląda tak jak niezależny człowiek. Radzi sobie w życiu sama, co nie oznacza, że jest samotna, bez rodziny i przyjaciół. Ma własne mieszkanie, kupione lub wynajmowane, a nie mieszka u rodziców do 30 roku życia, nie jest studentem, którzy dostaje kieszonkowe na akademik. Nikt jej nie utrzymuje. Jest w stanie ugotować coś, co jej smakuje, oddzielić pranie z jasnymi rzeczami od tych czarnych. Osoba jest ogarnięta, rozporządza swoją wypłatą, żeby dożyć do pierwszego dnia miesiąca.
Niezależna - ma własne poglądy, z kim ma się zadawać, jak ma się zachowywać. Nikt nie narzuca jej zachowania pensjonarki ani bycia królową imprez. Nie pyta się co wypada zrobić, żeby być "cool". Oczywiście ma zasady i pewien kręgosłup moralny.

Silna - skoro ma poglądy, to ich broni, choć może zmieniać. Każdy z wiekiem inaczej patrzy na świat. Ma cele i marzenia, których nie boi się realizować. Nie przejmuje się opinią innych.
(Trudno tutaj podać celebrytki jako przykład bo ich zachowanie jest kreowane przez menedżerów producentów i specjalistów od wizerunku).
Może postawić na karierę, na bycie najlepszą księgową, na bycie najlepszą tancerką. Może próbować dzielić życie między swoją karierę a rodzinę. Nie przejmuje się, że ciocie każą znaleźć na już męża i mieć piątkę dzieci, gotować rodzinie pomidorówkę, a co niedzielę schabowego i rosół; nie daje sobie narzucić, że nowoczesna kobieta to kobieta pracująca w korporacji, rekin biznesu, który pije kawę w Starbucksie i przynosi sushi do domu, bo tak Glamour definiuje fajną babkę. Robi to co słuszne, jeśli wybiera sobie drogę życia, to dlatego, że wie, że to jej się podoba, chce żeby była to jej wizja przyszłego życia, a nie dlatego, że ludzie od niej oczekują wypełnienia ich własnego scenariusza. Głupi przykład, jeśli ma ochotę zrobić coś dla domowników, to pichci, nawet jesli to mięsko dla kota, jeśli nie lubi gotować to kupuje w barze mlecznym albo w restauracji Gessler.

Bycie silną kobietą nie musi oznaczać bycie singielką i pracować w biurze do 20.

Bo ona przede wszystkim nie potrzebuje mężczyzny, by czuć się piękną, docenianą, inteligentną, bo ona to już wie!!!
Bo facet nie jest od leczenia kompleksów kobiety, nawet jeśli jej słodzi, że jest zabawna, cudna, szczupła, to ona nie musi w to wierzyć. Bo mężczyzna nie rodzi się psychoterapeutą i nie trzeba od niego tego wymagać, chyba, że skończył studia i program psychoterapii. Taka dziewczyna wie, że ma swoje atuty (wiedzę, bo jest doktorem z sinologii, sylwetka, usta, gluteus maximum :P) bo je widzi, a nad słabszymi albo pracuje (bo wagę można zmienić, można czytać Platona, żeby mieć poglądy o sensie życia) albo akceptuje (wzrost, bo nie wierzę, żeby ktoś zaryzykował chirurgiczne łamanie nóg, żeby przy zroście kości stały się dłuższe).
Ona nie porzuca pasji, hobby ani znajomych bo w związku nie ma już na to czasu. Nadal jest tą samą dziewczyną. Po zaczęciu związku nie porzuca garncarstwa, siłowni czy pracy w schronisku, bo oto ma chłopaka, mają spędzać razem cały wolny czas, a on ma ją zabawiać i oglądać co drugi dzień komedie romantyczne, bo tak się w życiu robi. Albo facet uważa, że zabroni jej chodzić na siłownię, bo wyrosną jej za duże mięśnie i nie będzie ani delikatna, ani dziewczęca. Nie, nie będzie hipertrofii, bo musiałaby dawać testosteron w żylę :P
Palenie trzeba rzucić
Kobieta nie żebrze o pieniądze na bluzkę, jeśli sama ma możliwość podjęcia pracy i kupienia sobie tej samej bluzki. Oczywiście rachunkami może się dzielić, ale jeśli on chce się czuć panem domu, to niech płaci za prąd :)

Dzisiaj notka, bo tylko w ten sposób mogę się oderwać od podręcznika.
Niemedyczna notka, bo bycie jednotematowym szkodzi, a czasem znajomi chcą pogadać o czymś innym niż med.

środa, listopada 19

Dobry pacjent to nieistniejący pacjent.

Ostatnio w szpitalu "Leśny Krzok" zmienił się dyrektor. Z powodu długów w szpitalu zaczął ciąć koszty.
Pacjenci na pulmonologii przynoszą własne termometry i pewnie sami mierzą temperaturę. Mają własny papier toaletowy, bo szpital nie będzie opłacał zbędnych luksusów. Na chirurgii brakuje jałowych gazików pod wenflon, więc kładzie się pociętą ligninę. Dobrze, że nie chusteczki higieniczne.
Z świetlic i korytarzy zabiera się czajniki elektryczne, bo powodują większe zużycie prądu. Chociaż czajnik na środku korytarza nigdy nie był dobrym pomysłem.

Chociaż, czy można na to narzekać, jeśli szpital to studnia bez dna?

sobota, listopada 15

wyrób House'opodobny

Czy osobowość typu dr House ma szansę odnaleźć się w życiu codziennym? Czy posiada możliwość współpracy z pacjentem i kolegą z zespołu? Czy wystarczy być geniuszem, a inni ludzie ci wybaczą? Nie myślę o chwilowym złym dniu, tylko o skrzywionej osobowości, odstającej od społecznych standardów.

Czy opryskliwy, chamski lekarz będzie miał pacjentów? Na pewno nie przyjdą do niego prywatnie, jeśli już to przez przypadek – a potem nie wrócą. Słyszałam o kilku zdolnych, którzy mają opinią chama „na mieście”, ale ludzie przychodzą do nich, bo owi medycy mają talent w ręku. Pacjenci idą tam, bo chcą być zdrowi i piękni, mają zaufanie, że ten lekarz na przykład usunie żylaki bez powikłań, szwy będą niemal niewidoczne.

A może trafi się ktoś upierdliwy? Mówi do sekretarki:  musi się pani domyślać, kiedy mam ochotę na kawę?
Do studenta: jest pan idiotą, powinien pan studiować socjologię, nie medycynę, bo to łatwy i przyjemny kierunek.

A jak się pogodzić z charakterem współpracownika?
Z szefem – albo zmienić szefa, albo uodpornić się.
Z podwładnym – jest pole do popisu.

Może być nieśmiały, nie walczy o swoje. Taka osobowość unikająca. To on na tym traci. Kto wtedy się nim przejmuje?

wtorek, listopada 11

uzależnienie od alkoholu??

Do poradni gastroenterologicznej przychodzi pani Emilka (imię zmienione). Studenci robią wywiad, padają standardowe pytania o przyczynę wizyty. Następuje przegląd historii choroby, tam jest wpis "stan po alkoholizacji pacjenta".
- pani Emilko, czy często pani pije?
- Nie, nigdy.
- a na imieninach cioci Józii?
- nie, nie, nigdy nie piję.
- skąd wziął się wpis o alkoholizacji?
- Aaa, ostrzykiwali alkoholem guz wątroby.

w porządku, zapis był troszkę mylący.

piątek, listopada 7

once upon time (od Pearl Jam)

Wchodzisz do lekarza. Opowiadasz objawy, dajesz swoją sugestię przyczyny, podajesz zespół chorobowy, którą podejrzewasz.
nagle: gość w kitlu wchodzi na wikipedię, czyta o jednej z kilku jednostek chorobowych. Klika w link badania, bo nie pamięta. Pisze zlecenia wymienione na wikipedii (a w Podemskim jest inaczej).

Co myśli pacjent?
- niektórzy prują się na widok sprawdzonych leków, ale wiadomo, że nie zapamięta się wszystkich nazw handlowych ani dawek, które co pewien czas są zmieniane.
- odechciewa mu się leczyć, a obraz uogólnia dla wszystkich lekarzy.

Osobiście wolałabym, żeby lekarz użył książki, z jakąś pstrokatą okładką. Podręczniki mają sprawdzoną wiedzę, poprawiane błędy w kolejnych edycjach, są wzbogacone w niezbędne duperele i szczegóły. Badania są opisane, wymienione jest zawsze po kilka różnicujących. ok, rezydentowi można wybaczyć.
Nie żebym była ambitna, szukałam nieraz informacji w necie, w wiki też, ale chyba lepiej wejść na strony medycyny praktycznej, obejrzeć slajdy dla fizjoterapii, jeśli to ma pomóc.Wiki jest ok, ma definicje dla chorób, ale jest dobra dla przypomnienia sobie rzeczy, które trzeba znać powierzchownie, dla ogólnego spojrzenia.

niedziela, listopada 2

Jak pogodzić sumienie lekarza i pacjenta?

Jak pogodzić sumienie lekarza i pacjenta?
Po pierwsze określić swoje poglądy i w tym miejscu produkujemy poglądowe ICD 2014:
1.       Katolik ortodoksyjny
2.       Katolik nieortodoksyjny
a.       niepraktykujący
b.      wątpiący/szukający prawdy
c.       skłócony z klerem
3.       Ateista
a.       niepraktykujący
b.      wątpiący/szukający prawdy
c.       praktykujący
4.       Obojętny
5.       Inni ( bo innych na razie w telewizji nie słychać).

Pani Zosia określa się jako 3c, wie, że potrzebuje spiralki, więc szuka ginekologa o icd 3,4, nawet 2. Nie zawraca czasu ginekologowi o icd 1.
Po drugie można wykupić gadżet typu bransoleta, naszywka (bardziej dla pacjenta) tabliczka do gabinetu (dla lekarza) z zaznaczeniem nowego ICD 2014. Żeby jednak się nie pomylić i nie wejść do lekarza, którego poglądy są sprzeczne z naszymi, nie zabierać czasu w kolejce innym pacjentom, żeby nie iść na wizytę, którą będzie stratą czasu dla obu stron.

Na Psiej Wolce, małej wiosce, można otworzyć przychodnię z dwoma drzwiami. Z ICD 1 i ICD 3, żeby ten drugi nie odmówił skierowania albo samych badań prenatalnych.  Znając ludzką dwulicowość może to być ten sam lekarz, tylko musi pamiętać, że zmienia się razem z ze zmianą gabinetu.




***
wcale nie potrzebujemy etykiety, która klasyfikuje nasze myślenie.
Po prostu niektóre problemy nie da się rozwiązać, ot tak, wtedy kompromisy zamiast zadowalać, bardziej irytują. I trzeba iść własną drogą.

piątek, października 24

koniaki, laggery, alkohole, ale cygarety wole

Czy psychika lekarza jest bardziej obciążona? Podobno tu zdarza się więcej uzależnień i problemów osobistych. Anestezjolodzy, lekarze medycyny ratunkowej, psychiatrzy są grupą narażoną na uzależnienia. Mają łatwy dostępu do leków psychotropowych, stresującą pracę. Wg badań to także z powodu wyboru tych specjalności przez lekarzy ze skłonnościami do uzależnień.

Alkoholizm może dotyczyć każdego, zwłaszcza tych, którzy otrzymują koniak jako wyrazy podziękowania.
„prof. Gierkowa zaczęła nadużywać alkoholu, w klinice go nie brakowało, niemal każdy pacjent zostawiał butelkę w dowód wdzięczności – mówi prof. Jerzy Szaflik, ówczesny zastępca Ariadny. – W PRL wszyscy pili, bez wódki niczego nie dało się załatwić. Niestety, szefowa zaczęła pić coraz więcej.
O jej skłonności do alkoholu wszyscy wiedzieli, ale nikt nie odważył się zwrócić jej uwagi. Wciąż była kobietą sukcesu”. [cyt Newsweek]
Niektórzy kryją kolegów, szukają im pracy w innych miejscach, zamiast wysłać na odwyk.
„Gdy pan X przestał pracować w szpitalnym oddziale ratunkowym w Iławie, leczył w zakładzie karnym. Gdy tam już go nie chcieli, przyjął go szpital w Wąbrzeźnie”.

Narastające problemy skłaniają do samobójstw.
Adam Bochenek znany przede wszystkim jako autor podręcznika Anatomia człowieka, którego tom 1, obejmujący osteologię i miologię, ukazał się 1909, a tomy 2 i 3 (opisujące przewód pokarmowy, układ oddechowy, moczowo-płciowy i krążenia) wydane zostały z rękopisu, po samobójczej śmierci autora.
Zdolny, w wieku 23 lat otrzymał doktora wszechnauk lekarskich, mając 31lat miał tytuł profesora nadzwyczajnego. Wg wiki popadł w depresję w trakcie reorganizacji wydziału, wskutek której został odsunięty od pracy naukowej. Źródła niepotwierdzone mówią, że wstrzyknął sobie formalinę do żył i notował co się z nim dzieje. Zmarł w wieku 38lat.

Lekarz z Wągrowca (chirurg): beznadziejna sytuacja w jego ZOZie, stres w pracy, problemy osobiste? Lekarz z Rudna, także chirurg, popełnił samobójstwo w wieku 35lat.


Wolałam podać kilka przykładów z gazet niż rzucać hasła o dr Housie z Vicodinem. Są mniej barwne i soczyste, ale bliższe.

poniedziałek, października 6

Wrażenia z pediatrii

Specka chyba niepopularna, ponieważ zawsze zostają miejsca dla rezydentów. Sfeminizowana.
Także pokrewne dziedziny zajmujące się chorobami dziećmi nie cieszą się wzięciem na przykład w porównaniu do kardiologii dorosłych do dziecięcej

Pediatrzy zawsze nas próbują do niej przekonać. Bo na przykład dlaczego warto wybrać onkologię dziecięcą?
„wybierzcie onkologię, dzieci leczy się łatwiej niż dorosłych, ponieważ choroby wykrywa się szybciej. Matka jest zawsze czujna, szybko zauważa np. niewielki guz i zgłasza natychmiast objawy. Dorosły mógłby nie zwrócić uwagi na dyskretne zmiany u siebie lub zignorować je”.

Z pokrewnych: zalety chirurgii dziecięcej, ortopedii dziecięcej:
„Dzieci lepiej się leczy z urazów, ponieważ nie mają chorób przewlekłych, towarzyszących starszym ludziom, np. cukrzyca, nadciśnienie, choroba wieńcowa serca”.
„Urazy małych dzieci takie jak złamania kości, często nie wymagają nastawiania, same kości szybciej się zrastają”.

Raczej nie spotkałam pediatry, który by się skarżył na pracę (jakby u nich na oddziale nie było problemów :)), ale nie chcą narzekać przy studentach, bo czemu ich płoszyć? Selekcja Naturalna dotyczy wszystkich specjalizacji, więc pediatrii też. Z reguły wybierają ludzie, którzy lubią dzieci, są cierpliwi, opanowują złość i jej nie okazują. Najważniejszą cechą jest chyba pogoda ducha. Ci asystenci przynajmniej nie okazywali zmęczenia, chętnie tłumaczyli podstawy patofizjologii chorób albo diagnostyki. Dla nich nie ma głupich pytań (chyba że pytanie jest naprawdę beznadziejne).

Złe doświadczenia miałam tylko z SORem dziecięcym. Pani Dyżurująca wygoniła nas z oddziału, bo robiąc sztuczny tłok [4osoby] przeszkadzamy jej.


Podobno ludzi można poznać po stosunku do słabszych: dzieci, zwierząt …

poniedziałek, września 29

lekarz porządny, a pożądany

Jak powinien wyglądać „PORZĄDNY” lekarz?
Zasłyszane od pacjenta: widziałam TEGO lekarza w skórzanej kurtce, cała wybijana ćwiekami! Powinien się normalnie ubierać. Nie chciałabym się u niego leczyć.
[od autora] Lekarz uwielbia motocykle, to i kurtkę dla motocyklistów sobie kupił, pozdrawiamy go :)

Czyli „porządne” pacjentki oczekują schludnego wyglądu, czystego fartucha, pod nim koszuli z krawatem. Na szyi ma być stetoskop, żeby wiedziała, że przyszła do lekarza, nie do kosmetyczki. W pracy to można tak się stroić, ale po pracy? Doktorzy, dwa razy przemyślcie czy założyć dres, stary sweter czy skórę. Nad skórą się zastanówcie trzy razy, bo jest droga, a to kłuje biednych w oczy. Pani Dulska zobaczy was na ulicy tak ubranych, opowie sąsiadkom, a sama nie przyjdzie na wizytę kontrolną.


Z lekarkami jest podobnie, zwłaszcza jeśli mają papier med. Estetycznej. Jeśli odmładza się pacjentkę o 10 lat, to samemu trzeba wyglądać na 15 lat mniej.

sobota, września 27

Praktyki wakacyjne

Kto przejmuje się praktykami studenta?
Tylko jego rodzice!

Kiedy zaczynają się wakacje, ambicje studenta spadają, jakoś nie chce się chodzić do szpitala. Lekarzom i pielęgniarkom też się nie chce oprowadzać praktykanta.
Te ciekawsze praktyki miałam tylko na chirurgii, byłyśmy dwie, a łatwiej zająć się dwiema osobami niż większą grupą. Szpital nie był kliniką, więc widok studentów im się nie sprzykrzył. Byłyśmy tam gośćmi, miłą ciekawostką, która zjawia się na kilka wakacyjnych dni – ot, dwie miłe, ładne dziewczyny. Podzielili się z nami swoimi zabawkami, haków nam nie żałowali, dostałyśmy nawet kamerę laparoskopu na 10 minut. Kiedy dostałam ową kamerę na 45 min, pękałam z dumy, „urosłam do 160 wzrostu” i czułam się już jak dr honoris causa. Tylko czasem zabrakło dla mnie stołka.
Po 7 dniach praktyk usłyszałam: za dwie blachy ciasta masz wakacje, oczywiście się zgodziłam ;)

Te gorsze praktyki: SOR.
Nie byli nami zainteresowani, pałętaliśmy im się pod nogami. Nie odzywali się do nas, sama raz czy dwa zaczepiałam lekarzy i prosiłam, żeby powiedzieli jaką diagnozę stawiają. Naburmuszona lekarka rzucała hasło: wrzód żołądka, bez tłumaczeń, skąd, dlaczego, jak to leczy. Inna kazała samemu szukać w historii chorób.
Najgorsza: Młoda Blondyna – wyrzuciła nas z poradni chirurgicznej, bo jest za dużo pacjentów, a jej przeszkadzamy [4 praktykanci]. Mamy iść do drugiej poradni, bo tam jest pusto. PO C… przychodzę do szpitala, jeśli mi nawet nie wolno obserwować kilku przyjęć zwichnięć, nie mogę nawet obejrzeć zwichniętej kostki. Moim zadaniem byłoby podpierać ścianę. Wiecie, szpital to nie drewniana buda, jak ktoś nie podeprze ściany, to budynek się nie obali.
Poszliśmy do „głównodowodzącej”, mówimy jej, że my tamtej pani niepotrzebni i idziemy do domu. Była to klinika, uczyli się w niej studenci, więc Koleżanka miała zamiar poskarżyć się na praktyki. Co ciekawe, nasz opiekun praktyk kazał nam przychodzić codziennie i sugerował 6-7 godzinne dyżury, a haczyk tkwił w tym, że nikt z SOR-u nie chciał się nami zająć, żeby wytłumaczyć, co on robi, po co zleca badanie itp.

Praktyki pielęgniarskie – mogłam dać zastrzyk z pyralginą, ogólnie praktykanci, tutaj raczej faceci, są proszeni o pomoc przy przenoszeniu pacjenta z łóżka na inne łóżko, na wózek. Dostają prace „siłowe”. Ze względu na moją drobną posturę nosiłam tylko kartki z morfologią. Oczywiście, dostałam sugestię, iż są wakacje, chcę na pewno wyjechać, więc nie muszę już pojawiać się na szpitalu :-)
Pozostałe praktyki trwały po 2-5 dni. Bo wiecie, przy studencie, to trzeba jednak uważać.

Więc po co te praktyki? Są ważne chyba tylko dla ludzi zewnątrz, ewentualnie żeby pochwalić się przed sąsiadką. Czy czegoś uczą? Jeśli się napraszasz to chyba tak, ale nawet wtedy ktoś może powiedzieć, że przeszkadzasz mu w pracy (tylko ten SOR).

Może naukę lepiej zostawić uczelni? Bo otrzymuje za nie pieniądze, więc ma motywację. Praktyki są w formie wolontariatu, więc kto się nimi przejmuje?

wtorek, września 23

Które stereotypy o chirurgach mogą być prawdziwe?

Wybór specjalizacji wpływa na charakter człowieka, ma się w w ciul ilości stresu, albo dużo stresu, albo jest się dermatologiem i wtedy nawet leki trudno pomylić, bo leczy się tylko GKS, przeciwmalarycznymi, retinoidami. Jak masz kilka leków, to zaraz to zapamiętasz. 

Co robi chirurgia z człowiekiem? Czy naprawdę stają się tacy przemądrzali?
- odliczając czas na papierologię i wypisy,
- chirurg siedzi sobie na bloku operacyjnym, wokół niego instrumentariuszki, anestezjolog, nikt nie ma prawa mu przeszkadzać, tylko nadskakują i podają mu i nici, i gaziki. Takie zjawiska występują też w przyrodzie podczas toków ptaków :-) Operacja z reguły przedłuża się, schodzi się na „przypalaniu” naczyń. Po udanej operacji ego rośnie, jak grzyby po deszczu.
Z drugiej strony na chirurgię raczej nie idą ludzie, którzy nie umieją walczyć o swoje. Już trzeba mieć wypielęgnowane ego.
1.       Pewność siebie. Trzeba być trochę przemądrzałym, żeby nie dać odesłać do kąta. W owym kącie nie ma narzędzi, do których trzeba mieć dostęp, żeby nauczyć się nimi sprawnie posługiwać.
2.       Asertywność i przebiegłość, żeby wyrwać haki i wyżebrać asystę.
3.       Talent ninja, żeby skradać się niezauważonym za starszym kolegą, złapać go i podstępem wyłudzić aktywny udział w zabiegu. Działa to też w drugą stronę, można schować się przed studentem.
(mieliśmy zajęcia na klinice, gdzie sporo asystentów nas unikało. Zaczynaliśmy od 10, kończyliśmy po 2 godzinach. Jedna z sekcji miała przykazane czekać w Sali seminaryjnej, co ciekawe asystent już tam nigdy nie wrócił. Żeby nie było, że ich obgaduję - były pozytywy, jeden nauczył nas szycia, drugi dużo opowiadał o nagłych przypadkach, mieliśmy dyskusję o trybie postępowania w nagłych przypadkach)
4.       Specyficzne poczucie humoru, żeby uniknąć stresu.

Zajęcia studentów:
Chirurg do studentek: Wiecie, że nasz docent jest kawalerem? Jest bogaty i ma fajne auto. Warto się nim zainteresować. Bo wiecie, na studiach łatwo znaleźć męża, potem nie będzie czasu ani możliwości. Wiecie, ile znam fajnych, ale samotnych lekarek, które nie zdążyły się ożenić?

Operacja cholecystektomii na kobiecie
Chirurg:
No, teraz dostaniesz ssak i odessniesz krew/płyn z jamy otrzewnej, przesuwaj w tę stronę,
pamiętaj, u mężczyzn ssie się w przeciwna stronę niż u kobiet, nie martw się, zrozumiesz żart jak będziesz starsza.

Chirurg:
poćwicz sobie szycie na zabawkach, tylko wybierz te pluszowe, nie silikonowe.

Chirurg: Jesteś taka mała, nic tylko przypiąć do breloczka i nosić przy sobie.
Ja (zaraz zaczną się te specyficzne żarty, trzeba je uprzedzić): eh, idealna kobieta powinna być jeszcze mniejsza, mieć 120cm wzrostu i utrzymać piwo na głowie.
Chirurg: Nie mów tak, ciebie można zaprosić na piwo
Ja: aaa to miło :)

Student o babach-chirurgach:
Kiedy kobieta zostaje chirurgiem, to zmienia się w faceta. Staje się męska, a to jest okropne.

Chirurg:
Widzisz, teraz jesteśmy dla ciebie milusi, żartujemy sobie. Ale jakbyś została naszym rezydentem, to NIE DAMY CI ŻYĆ
:-(

Dzień wcześniej inny chirurg: Dziewczyny, chirurgia jest zajebista! Wybierzcie ją, bo jest fajniejsza niż interna.

niedziela, września 21

Skąd się biorą wątpliwości?

Radziłabym potraktować wszystkie te teksty swobodnie.
Może zajmuję się medycyną, a może jednak socjologią???

Zdarza się, że pierwszoroczni studenci żałują wyboru medycyny, pytają się starszych, czy mieli podobne wątpliwości. A ci starsi mieli różne odczucia, jedni czuli irytację, że nie jest tak jak sobie wyobrazili, jak obiecali im rodzice lub jeszcze starsi koledzy; drudzy ani razu nie żałowali, może nawet mocniej się w to wkręcili, uczestniczyli w wolontariacie dr Clown, IFMSA, STN-ie albo wszystkim na raz.
Wg mnie najlepiej mieć jak najmniej wątpliwości, bo jeśli pragniesz mocno celu, do i mocno do niego dążysz, minimalizujesz problemy i nad sobą się nie rozczulasz. Sytuacji to nie zmieni, ale punkt widzenia jest inny, masz „wewnętrzną” motywację i inaczej patrzysz na oblany egzamin.
Oczywiście jeśli stykasz się z prelekcją rozwoju blastocysty jeżozwierza, a asystent wymaga eponimów wszystkich więzadeł, to zapał mija nieuchronnie. Mam nadzieję, że powywali to z nowego programu.
Czasami znajomi pytają się mnie, czy miałam wątpliwości idąc na medycynę, Wtedy raczej nie, ale swoje wyobrażenia tworzyłam z seriali typu dr House, gdzie wszystkie badania są dostępne od ręki i 5-minutowych fragmentów z telewizji, gdzie pokazywali prof. Religę albo prof. Siemionow. Wszystko wydawało się takie ciekawe: operacje doszycia urwanych dłoni dzieciom, przeszczep twarzy. Każdy powinien się teraz śmiać z mojego wyidealizowanego obrazu, który sobie wymyśliłam będąc bardzo młodą osobą:
- że chirurgia jest wspaniała: operacje trwają średnio 20 minut, wszyscy są skupieni i jest bardzo poważna atmosfera, potem jest przerwa na kawę i bułę kolejne 20 minut, siedzi się w spokoju i opowiada, jak dzielnie wycięło się pęcherzyk żółciowy.
- lekarz rodzinny daje leki, ma czas na 7-8 minut na pogawędki o wnukach pacjenta, leki działają, a pacjent wychodzi przeszczęśliwy.
- internista wypełnia papiery w 5 minut, przepisuje super leki i to wszystko działa.
- dermatolog realizuje się w medycynie antystarzeniowej, częstuje swoje zawsze miłe pacjentki kawusią i ciasteczkami, jest jak w kosmetyczki.
- żaden ginekolog nie wyjdzie 5 minut przed dyżurem ani nie zacznie 5 minut później, bo wymaga tego powaga oddziału.

Teraz widzę to inaczej. Siedzi się nad papierologią, uzupełnia stale dokumentację. Można dostać mononeuropatii od nieustannego stukania pieczątką.

Pierwsze wspomnienia nie są ciekawe, dostałam się na uczelnię, gdzie szli głównie zdeterminowani ludzie, bo na inne uniwerki zabrakło punktów. Samej uczelni daje to tyle, że ludzkiej determinacji starcza co najmniej na 7 lat do LEP/ku, co pokazują ich statystyki.
Na początku dostajemy sygnał, że szkółka się skończyła, zaczyna się Uniwersytet. Zaczyna się zabawa, bo oficjalnie mamy się uczyć z opasłych tomisk, nieoficjalnie wszyscy wiedzą, że pytania są ze starych kserówek (spokojnie, to takie skrócone wersje z tomisk). Nie ma śmiechu, kiedy pytania powstają z wiedzy starszego asystenta, bo tego nie znajdziesz nawet na koreańskiej Wikipedii. Do tej pory nie wiem, czy istnieje białko pb117 i co ono czyni???
Studentem poczułam się po pierwszym egzaminie. Był dla mnie najbardziej stresujący, choć wtedy nie miałam większych problemów z przedmiotem. Wydawało mi się, że do niego się przygotowałam. Ledwo tam weszłam, blada i przejęta. Oczywiście dla podkreślenia atmosfery, każdy dostał pikający minutnik, żeby praktyczny egzamin stresował go bardziej. Oblałam – bo położyłam szkiełko do góry nogami, prof. To zauważył i powiedział, żebym przyszła na drugi termin. Kiedy wyszłam, byłam zła na wszystkich i wszystko, bo nie zdałam z powodu lenistwa czy imprez, ale z powodu takiej beznadziejnej sprawy.
Wtedy zmieniałam podejście. Mieliśmy nowych asystentów na semestr, więc mogłam sprawić, że postaram się i zrobię pierwsze dobre wrażenie. Od tej pory Bochenek i szpilki, to były książka i nauka z atlasu, nie pieczywo i buty ‘-‘
Z tymże stałam się takim naukowym neofitą, nowonawróconym i wierzącym w potrzebę ciągłego czytania. Tacy neofici podchodzą do organizacji czasu bez refleksji, są dla siebie surowi i siedzą za długo nad książkami :P
(może to trochę koloryzuję, ale jak to dumnie brzmi)
Zwykle siedziałam nad książką, ale nad ranem i wieczorem sobie z nią chodziłam, żeby odpędzić sen. Od energetyków odstraszał mnie cukier i kalorie, więc polubiłam picie kawy. Ze trzy kawki przed południem, żeby miło zacząć dzień. Na początku trudno skupić się na tekście przynajmniej po drugiej godzinie, więc żeby nie uciekać myślami, trzeba było czytać to na głos. Kiedy nie mogłam się skoncentrować, po prostu brałam papier i przepisywałam ważne fragmenty, albo robiłam z tego krótsze notatki. Nawet nie chodziło, żeby do części tych notatek wrócić, lepiej mi się uczyło rysując schemat po kilka razy niż czytać go po kilka razy.
Ach znudziła mi się ta taktyka ciągłego uczenia, to jest tylko dla kilku wybranych osób. Po roku mi się znudziło… albo czasem trzeba odpuścić.

Pewna Lekarka powiedziała, że kiedy była małą dziewczynką, (nie chodzi o mnie) to zobaczyła tomograf i zapragnęła być radiologiem, bo bardzo podoba jej się wykonywanie zdjęć. Została nim.

Więc … jak odkryje się swój cel (skalpel, TK, gastroskop, praca w hospicjum) studia stają się czymś przydatnym, a nie obozem karnym :)