poniedziałek, grudnia 15

Dla siebie: Internista, dla Skalpela: Pigularz

Przede wszystkim:
internista zajmuje się chorobami trzewi, a rodzinny "skoordynowaną opieką medyczną" czyli leczy nieustępującą anginę, wypisuje skierowania do poradni specjalistycznych, wypisuje recepty na leki dla przewlekle chorych, daje L4 jak komuś nie chce się iść do pracy.
A w sumie obaj dorabiają w przychodniach... Jeśli na kogoś trafić, to lepiej na internistę, bo jest bardziej na bieżąco.

Interna ma wiele gałęzi, które są teraz samodzielnymi specjalizacjami m.in.: Endokrynologia, Gastroeneterologia, Geriatria, Hematologia, Kardiologia, Nefrologia, więc sporo zależy od tego jaką dziedziną ktoś się zajmuje. Specka gwarantuje dużo papierów i kontaktu z ludźmi.
Choroby internistyczne są w znacznej mierze przewlekłe i czego nie da się wyciąć, to trzeba leczyć miesiącami albo dożywotnio. Efekty leczenia są różne i zależą od współpracy pacjenta. No co z tego że pani Józia ma cukrzycę typu 2, którą można wyleczyć dietą i ruchem, skoro ona nie chce się ograniczać. Żaden konował nie będzie jej mówił co ma jeść i pić. Ona nie wyobraża sobie dnia bez słodkiego "cappuchinno" z torebki. (takie słodkie, z syropem glukozowo-fruktozowym, nie wiem czy jest w tym kawa). I ciastka lubi podjadać. Po to jest lekarz, żeby jej przepisał dodatkową pigułę. W ogóle leki są po to, żeby ona nie musiała zmieniać starych przyzwyczajeń.
Dla kogoś wadą mogą być powolne efekty leczenia albo niewystarczająco spektakularne.

Uczy podejrzliwości, bo pacjenci sporo ukrywają. Hasło: "panie, piwo to nie alkohol" to oczywista oczywistość!

Atmosfera luźnych rozmów na oddziale? Też mają poczucie humoru, porównując internistyczny z chirurgicznym, to żarciki internistów są jak bardziej jak komedie Allena, bardziej wysublimowane, rzadko dosłowne, kiedy drugich są jak z South Park, jbzd, rubaszne, czasem na poziomie podstawówki.
Jest bardziej spokojnie w dyżurce, nie ma złośliwego przekomarzania się. Słyszałam opinie o "połknięciu kija", ale to raczej wynika z braku chęci spoufalania się. Jest tam mniej osób skłonnych do zwierzeń, choć spotkałam naprawdę wyluzowanych ludzi, którzy opowiadali o swoim życiu osobistym, o ukochanej furze. 

Żeby być szczęśliwym z wyboru interny trzeba lubić uczenie się teorii. Interna rozwija się ciągle, ale opiera się na zmianie leków i nowych jednostkach chorobowych, w chirurgii są po prostu zmiany zespalania i obsługa nowszych narzędzi. Więcej bazuje się na wiedzy niż intuicji.

***
Lekarz zbadał pacjenta, zniknął na zapleczu, po czym wrócił ze słoiczkami wypełnionymi lekami. - Rano proszę zażyć zieloną tabletkę i popić szklanką wody, po obiedzie niebieską i popić ją szklanką wody, a przed snem czerwoną i popić szklanką wody... 
- O rety, doktorze, co mi jest?! 
- Pije pan za mało wody.

niedziela, grudnia 14

"z pana g*wna w króla tyrana"

Inspirowane "300" i "300: Początek Imperium"

Na każdej uczelni krąży dowcip o hierarchii studentów: pierwszy rok jest g*wnem, drugi - panem g*wnem, kolejno studentem, panem studentem, doktorem i panem doktorem. Co ciekawe we łbach przewraca się tylko tuż po dostaniu na medycynę, wszyscy są tacy dumni, że są już na taaakich studiach, zwłaszcza jeśli chodzi o uczelnie przereklamowane i "prestiżowe" typu UJ i WUM. Potem to mija.
W pierwszej notce wspominałam o trudnościach i wątpliwościach na pierwszych latach. Zawsze są. Działanie asystentów jest często na pokaz, co byśmy wiedzieli, że to UM, nie liceum. Były uczelnie znane ze szmacenia ludzi, jednak teraz wszystko idzie w dobrą stronę i atmosfera staje prospołeczna (ale nie mówię, że idealna).

Skąd to się bierze? Ano, może prowadzący też był kiedyś studentem, też go "stresowali" i nagle poczuł wpływ władzy.

Znacie tę historię?
Przed przemianą - nieśmiały, spokojny
Po przemianie - bóg zemsty
Na łożu śmierci król Dariusz mówi synowi: "daj tym Grekom żyć, tylko Bogowie mogą ich pokonać". Artemizja mówi młodemu Kserksesowi: "słowa ojca były wyzwaniem, nie przestrogą. Stań się bogiem, a pokonasz Greków". Kserkses poddaje się mrocznym praktykom, wędrówce przez pustynię i kąpieli w magicznym jeziorze, by stać się silnym i nieskazitelnym bóstwem.
Widzę tutaj analogię do kogoś, który wybiera ścieżkę dydaktyczną. Jeszcze nie otrzymał pełni władzy, a już czuje się ważny. Nie może wyładować złości na szefostwie, więc zostają mu studenci.
Otwarcie przewodu doktoranckiego to podróż przez pustynię, by znaleźć jaskinię pustelnika i jezioro, które uczyni cię bóstwem.  


Co ciekawe, kiedy asystent NAPRAWDĘ coś osiąga, nie musi już udowadniać swojej "mądrości" i przestaje być nadętym, przemądrzałym. Nagle odkrywa, że ma poczucie humoru, staje się bardziej szczery (już nie hipokryta). Czasem starczy stanie się docentem, czasem stanie się profesorem. Czasem awans na szefa. Albo nowszy model żony :P


Jest taki moment kiedy Student/Spartiata da okrzyk "this is Sparta" - kiedy sprawa trafia do sądu. Albo człowieka wyprowadza policja. Albo ciągną się procesy o mobbing. Tutaj kończę i żeby czytelnik sam sobie dopowiedział :)

***
Do tej pory nie spotkałam się osobiście z tak złym traktowaniem, ale trochę podpatrywałam, poza tym różne rzeczy się słyszy. Notka nie była pisana pod konkretnego człowieka, ale bardziej pod konkretne zachowanie!! 
***
ojoj. Może ktoś tutaj pasował, ale to już historia jak starożytność...

środa, grudnia 10

codziennie karm instynkt samozachowawczy

Czarny humor rozładowuje napięcie i pozwala patrzeć na śmierć, kalectwo i nieszczęście z dystansu:

"Obecnie ilość przeszczepów od żywych rośnie wobec ilości przeszczepów od zmarłych. Wiecie, teraz produkują lepsze auta, bardziej pancerne, samochody dostają poduszki powietrzne z każdej strony, dlatego mamy mniej zgonów podczas wypadków".

Niedoszły samobójca trafia na SOR. Próba poderżnięcia gardła, nieprzyjemny widok, a skóra i mięsień mostkowo-obojczykowo-sutkowy przecięte. Dużo szycia, szydełkowa robota. Oczywiście większe naczynie nieuszkodzone, żyły szyjne nietknięte.
"I co? warto było? Czemu nie próbowałeś powiesić się na drzewie? (Albo: Łatwiej byłoby powiesić się na drzewie").


niedziela, grudnia 7

Marynarz i Rum

W związku z ustawą o ochronie danych osobowych i wzgardą plotkami spróbuję ograniczyć barwne opisy pacjentów.

X: Czy ma Pan jakieś nałogi?
Marynarz (dawno temu był nim): Zdarzało mi się wypić.
X: Jak często?
Marynarz: Jak pływaliśmy, to codziennie. Kiedy skończyliśmy nasze obowiązki, to potem piliśmy. Powiedzcie mi, co można robić na oceanie, kiedy nie ma kobiet, telewizji. Zresztą tam nie było lekarza, jak któryś zachorował, to pił spirytus i szedł do pracy. ooo, spirytusem to "wysuszam" sobie wrzody żołądka.
X: Wrzodów żołądka nie leczy się alkoholem.
Marynarz: Leczy się
X: Nie leczy się.
Marynarz: A ja leczyłem i mi się udało.
(...)
X: Czy pije pan obecnie?
Marynarz: Nie, ale jak zmieniłem pracę, to piłem. Jak się przeziębiłem, to piłem spirytus i jechałem do pracy.
X: Co?? Tak nie można.

Inne miejsce, inny czas.
Młody chłopaczek niewiele ponad 18 lat. Trafił do szpitala z ostrym zapaleniem trzustki.
Lekarz: Odtąd ma Pan ścisłą dietę i zero alkoholu.
Młody: Niedługo urodziny kumpla. Czy mogę raz się napić piwa?
Lekarz: Ależ oczywiście. NAPIJE SIĘ PAN PIWA RAZ. Tylko to będzie RAZ W ŻYCIU. raz.
I nie już zdążą przywieźć Pana do mnie, przynajmniej żywego, więc nie będzie Pan mógł mi się poskarżyć (...) W pana przypadku obowiązuje całkowita abstynencja (...) I dalej wykład o trzustce, enzymach.

Ja raczej nie kłócę się z pacjentami (co nie znaczy, że bym ich nie pouczyła). Mam pesymistyczne podejście i uważam, że moje gadanie ich nie zmieni. Jak najbliżsi im nie wytłumaczą, to czemu ma to się udać komuś obcemu, nawet lekarzowi. Przecież co może wiedzieć konował o nich. Pili i żyli, czemu teraz ma im się pogorszyć. Zwłaszcza ci, którzy byli kryci w pracy przez kumpli, szefa. Mieli przyzwolenie, więc czemu mieliby mieć wyrzuty sumienia.