poniedziałek, września 29

lekarz porządny, a pożądany

Jak powinien wyglądać „PORZĄDNY” lekarz?
Zasłyszane od pacjenta: widziałam TEGO lekarza w skórzanej kurtce, cała wybijana ćwiekami! Powinien się normalnie ubierać. Nie chciałabym się u niego leczyć.
[od autora] Lekarz uwielbia motocykle, to i kurtkę dla motocyklistów sobie kupił, pozdrawiamy go :)

Czyli „porządne” pacjentki oczekują schludnego wyglądu, czystego fartucha, pod nim koszuli z krawatem. Na szyi ma być stetoskop, żeby wiedziała, że przyszła do lekarza, nie do kosmetyczki. W pracy to można tak się stroić, ale po pracy? Doktorzy, dwa razy przemyślcie czy założyć dres, stary sweter czy skórę. Nad skórą się zastanówcie trzy razy, bo jest droga, a to kłuje biednych w oczy. Pani Dulska zobaczy was na ulicy tak ubranych, opowie sąsiadkom, a sama nie przyjdzie na wizytę kontrolną.


Z lekarkami jest podobnie, zwłaszcza jeśli mają papier med. Estetycznej. Jeśli odmładza się pacjentkę o 10 lat, to samemu trzeba wyglądać na 15 lat mniej.

sobota, września 27

Praktyki wakacyjne

Kto przejmuje się praktykami studenta?
Tylko jego rodzice!

Kiedy zaczynają się wakacje, ambicje studenta spadają, jakoś nie chce się chodzić do szpitala. Lekarzom i pielęgniarkom też się nie chce oprowadzać praktykanta.
Te ciekawsze praktyki miałam tylko na chirurgii, byłyśmy dwie, a łatwiej zająć się dwiema osobami niż większą grupą. Szpital nie był kliniką, więc widok studentów im się nie sprzykrzył. Byłyśmy tam gośćmi, miłą ciekawostką, która zjawia się na kilka wakacyjnych dni – ot, dwie miłe, ładne dziewczyny. Podzielili się z nami swoimi zabawkami, haków nam nie żałowali, dostałyśmy nawet kamerę laparoskopu na 10 minut. Kiedy dostałam ową kamerę na 45 min, pękałam z dumy, „urosłam do 160 wzrostu” i czułam się już jak dr honoris causa. Tylko czasem zabrakło dla mnie stołka.
Po 7 dniach praktyk usłyszałam: za dwie blachy ciasta masz wakacje, oczywiście się zgodziłam ;)

Te gorsze praktyki: SOR.
Nie byli nami zainteresowani, pałętaliśmy im się pod nogami. Nie odzywali się do nas, sama raz czy dwa zaczepiałam lekarzy i prosiłam, żeby powiedzieli jaką diagnozę stawiają. Naburmuszona lekarka rzucała hasło: wrzód żołądka, bez tłumaczeń, skąd, dlaczego, jak to leczy. Inna kazała samemu szukać w historii chorób.
Najgorsza: Młoda Blondyna – wyrzuciła nas z poradni chirurgicznej, bo jest za dużo pacjentów, a jej przeszkadzamy [4 praktykanci]. Mamy iść do drugiej poradni, bo tam jest pusto. PO C… przychodzę do szpitala, jeśli mi nawet nie wolno obserwować kilku przyjęć zwichnięć, nie mogę nawet obejrzeć zwichniętej kostki. Moim zadaniem byłoby podpierać ścianę. Wiecie, szpital to nie drewniana buda, jak ktoś nie podeprze ściany, to budynek się nie obali.
Poszliśmy do „głównodowodzącej”, mówimy jej, że my tamtej pani niepotrzebni i idziemy do domu. Była to klinika, uczyli się w niej studenci, więc Koleżanka miała zamiar poskarżyć się na praktyki. Co ciekawe, nasz opiekun praktyk kazał nam przychodzić codziennie i sugerował 6-7 godzinne dyżury, a haczyk tkwił w tym, że nikt z SOR-u nie chciał się nami zająć, żeby wytłumaczyć, co on robi, po co zleca badanie itp.

Praktyki pielęgniarskie – mogłam dać zastrzyk z pyralginą, ogólnie praktykanci, tutaj raczej faceci, są proszeni o pomoc przy przenoszeniu pacjenta z łóżka na inne łóżko, na wózek. Dostają prace „siłowe”. Ze względu na moją drobną posturę nosiłam tylko kartki z morfologią. Oczywiście, dostałam sugestię, iż są wakacje, chcę na pewno wyjechać, więc nie muszę już pojawiać się na szpitalu :-)
Pozostałe praktyki trwały po 2-5 dni. Bo wiecie, przy studencie, to trzeba jednak uważać.

Więc po co te praktyki? Są ważne chyba tylko dla ludzi zewnątrz, ewentualnie żeby pochwalić się przed sąsiadką. Czy czegoś uczą? Jeśli się napraszasz to chyba tak, ale nawet wtedy ktoś może powiedzieć, że przeszkadzasz mu w pracy (tylko ten SOR).

Może naukę lepiej zostawić uczelni? Bo otrzymuje za nie pieniądze, więc ma motywację. Praktyki są w formie wolontariatu, więc kto się nimi przejmuje?

wtorek, września 23

Które stereotypy o chirurgach mogą być prawdziwe?

Wybór specjalizacji wpływa na charakter człowieka, ma się w w ciul ilości stresu, albo dużo stresu, albo jest się dermatologiem i wtedy nawet leki trudno pomylić, bo leczy się tylko GKS, przeciwmalarycznymi, retinoidami. Jak masz kilka leków, to zaraz to zapamiętasz. 

Co robi chirurgia z człowiekiem? Czy naprawdę stają się tacy przemądrzali?
- odliczając czas na papierologię i wypisy,
- chirurg siedzi sobie na bloku operacyjnym, wokół niego instrumentariuszki, anestezjolog, nikt nie ma prawa mu przeszkadzać, tylko nadskakują i podają mu i nici, i gaziki. Takie zjawiska występują też w przyrodzie podczas toków ptaków :-) Operacja z reguły przedłuża się, schodzi się na „przypalaniu” naczyń. Po udanej operacji ego rośnie, jak grzyby po deszczu.
Z drugiej strony na chirurgię raczej nie idą ludzie, którzy nie umieją walczyć o swoje. Już trzeba mieć wypielęgnowane ego.
1.       Pewność siebie. Trzeba być trochę przemądrzałym, żeby nie dać odesłać do kąta. W owym kącie nie ma narzędzi, do których trzeba mieć dostęp, żeby nauczyć się nimi sprawnie posługiwać.
2.       Asertywność i przebiegłość, żeby wyrwać haki i wyżebrać asystę.
3.       Talent ninja, żeby skradać się niezauważonym za starszym kolegą, złapać go i podstępem wyłudzić aktywny udział w zabiegu. Działa to też w drugą stronę, można schować się przed studentem.
(mieliśmy zajęcia na klinice, gdzie sporo asystentów nas unikało. Zaczynaliśmy od 10, kończyliśmy po 2 godzinach. Jedna z sekcji miała przykazane czekać w Sali seminaryjnej, co ciekawe asystent już tam nigdy nie wrócił. Żeby nie było, że ich obgaduję - były pozytywy, jeden nauczył nas szycia, drugi dużo opowiadał o nagłych przypadkach, mieliśmy dyskusję o trybie postępowania w nagłych przypadkach)
4.       Specyficzne poczucie humoru, żeby uniknąć stresu.

Zajęcia studentów:
Chirurg do studentek: Wiecie, że nasz docent jest kawalerem? Jest bogaty i ma fajne auto. Warto się nim zainteresować. Bo wiecie, na studiach łatwo znaleźć męża, potem nie będzie czasu ani możliwości. Wiecie, ile znam fajnych, ale samotnych lekarek, które nie zdążyły się ożenić?

Operacja cholecystektomii na kobiecie
Chirurg:
No, teraz dostaniesz ssak i odessniesz krew/płyn z jamy otrzewnej, przesuwaj w tę stronę,
pamiętaj, u mężczyzn ssie się w przeciwna stronę niż u kobiet, nie martw się, zrozumiesz żart jak będziesz starsza.

Chirurg:
poćwicz sobie szycie na zabawkach, tylko wybierz te pluszowe, nie silikonowe.

Chirurg: Jesteś taka mała, nic tylko przypiąć do breloczka i nosić przy sobie.
Ja (zaraz zaczną się te specyficzne żarty, trzeba je uprzedzić): eh, idealna kobieta powinna być jeszcze mniejsza, mieć 120cm wzrostu i utrzymać piwo na głowie.
Chirurg: Nie mów tak, ciebie można zaprosić na piwo
Ja: aaa to miło :)

Student o babach-chirurgach:
Kiedy kobieta zostaje chirurgiem, to zmienia się w faceta. Staje się męska, a to jest okropne.

Chirurg:
Widzisz, teraz jesteśmy dla ciebie milusi, żartujemy sobie. Ale jakbyś została naszym rezydentem, to NIE DAMY CI ŻYĆ
:-(

Dzień wcześniej inny chirurg: Dziewczyny, chirurgia jest zajebista! Wybierzcie ją, bo jest fajniejsza niż interna.

niedziela, września 21

Skąd się biorą wątpliwości?

Radziłabym potraktować wszystkie te teksty swobodnie.
Może zajmuję się medycyną, a może jednak socjologią???

Zdarza się, że pierwszoroczni studenci żałują wyboru medycyny, pytają się starszych, czy mieli podobne wątpliwości. A ci starsi mieli różne odczucia, jedni czuli irytację, że nie jest tak jak sobie wyobrazili, jak obiecali im rodzice lub jeszcze starsi koledzy; drudzy ani razu nie żałowali, może nawet mocniej się w to wkręcili, uczestniczyli w wolontariacie dr Clown, IFMSA, STN-ie albo wszystkim na raz.
Wg mnie najlepiej mieć jak najmniej wątpliwości, bo jeśli pragniesz mocno celu, do i mocno do niego dążysz, minimalizujesz problemy i nad sobą się nie rozczulasz. Sytuacji to nie zmieni, ale punkt widzenia jest inny, masz „wewnętrzną” motywację i inaczej patrzysz na oblany egzamin.
Oczywiście jeśli stykasz się z prelekcją rozwoju blastocysty jeżozwierza, a asystent wymaga eponimów wszystkich więzadeł, to zapał mija nieuchronnie. Mam nadzieję, że powywali to z nowego programu.
Czasami znajomi pytają się mnie, czy miałam wątpliwości idąc na medycynę, Wtedy raczej nie, ale swoje wyobrażenia tworzyłam z seriali typu dr House, gdzie wszystkie badania są dostępne od ręki i 5-minutowych fragmentów z telewizji, gdzie pokazywali prof. Religę albo prof. Siemionow. Wszystko wydawało się takie ciekawe: operacje doszycia urwanych dłoni dzieciom, przeszczep twarzy. Każdy powinien się teraz śmiać z mojego wyidealizowanego obrazu, który sobie wymyśliłam będąc bardzo młodą osobą:
- że chirurgia jest wspaniała: operacje trwają średnio 20 minut, wszyscy są skupieni i jest bardzo poważna atmosfera, potem jest przerwa na kawę i bułę kolejne 20 minut, siedzi się w spokoju i opowiada, jak dzielnie wycięło się pęcherzyk żółciowy.
- lekarz rodzinny daje leki, ma czas na 7-8 minut na pogawędki o wnukach pacjenta, leki działają, a pacjent wychodzi przeszczęśliwy.
- internista wypełnia papiery w 5 minut, przepisuje super leki i to wszystko działa.
- dermatolog realizuje się w medycynie antystarzeniowej, częstuje swoje zawsze miłe pacjentki kawusią i ciasteczkami, jest jak w kosmetyczki.
- żaden ginekolog nie wyjdzie 5 minut przed dyżurem ani nie zacznie 5 minut później, bo wymaga tego powaga oddziału.

Teraz widzę to inaczej. Siedzi się nad papierologią, uzupełnia stale dokumentację. Można dostać mononeuropatii od nieustannego stukania pieczątką.

Pierwsze wspomnienia nie są ciekawe, dostałam się na uczelnię, gdzie szli głównie zdeterminowani ludzie, bo na inne uniwerki zabrakło punktów. Samej uczelni daje to tyle, że ludzkiej determinacji starcza co najmniej na 7 lat do LEP/ku, co pokazują ich statystyki.
Na początku dostajemy sygnał, że szkółka się skończyła, zaczyna się Uniwersytet. Zaczyna się zabawa, bo oficjalnie mamy się uczyć z opasłych tomisk, nieoficjalnie wszyscy wiedzą, że pytania są ze starych kserówek (spokojnie, to takie skrócone wersje z tomisk). Nie ma śmiechu, kiedy pytania powstają z wiedzy starszego asystenta, bo tego nie znajdziesz nawet na koreańskiej Wikipedii. Do tej pory nie wiem, czy istnieje białko pb117 i co ono czyni???
Studentem poczułam się po pierwszym egzaminie. Był dla mnie najbardziej stresujący, choć wtedy nie miałam większych problemów z przedmiotem. Wydawało mi się, że do niego się przygotowałam. Ledwo tam weszłam, blada i przejęta. Oczywiście dla podkreślenia atmosfery, każdy dostał pikający minutnik, żeby praktyczny egzamin stresował go bardziej. Oblałam – bo położyłam szkiełko do góry nogami, prof. To zauważył i powiedział, żebym przyszła na drugi termin. Kiedy wyszłam, byłam zła na wszystkich i wszystko, bo nie zdałam z powodu lenistwa czy imprez, ale z powodu takiej beznadziejnej sprawy.
Wtedy zmieniałam podejście. Mieliśmy nowych asystentów na semestr, więc mogłam sprawić, że postaram się i zrobię pierwsze dobre wrażenie. Od tej pory Bochenek i szpilki, to były książka i nauka z atlasu, nie pieczywo i buty ‘-‘
Z tymże stałam się takim naukowym neofitą, nowonawróconym i wierzącym w potrzebę ciągłego czytania. Tacy neofici podchodzą do organizacji czasu bez refleksji, są dla siebie surowi i siedzą za długo nad książkami :P
(może to trochę koloryzuję, ale jak to dumnie brzmi)
Zwykle siedziałam nad książką, ale nad ranem i wieczorem sobie z nią chodziłam, żeby odpędzić sen. Od energetyków odstraszał mnie cukier i kalorie, więc polubiłam picie kawy. Ze trzy kawki przed południem, żeby miło zacząć dzień. Na początku trudno skupić się na tekście przynajmniej po drugiej godzinie, więc żeby nie uciekać myślami, trzeba było czytać to na głos. Kiedy nie mogłam się skoncentrować, po prostu brałam papier i przepisywałam ważne fragmenty, albo robiłam z tego krótsze notatki. Nawet nie chodziło, żeby do części tych notatek wrócić, lepiej mi się uczyło rysując schemat po kilka razy niż czytać go po kilka razy.
Ach znudziła mi się ta taktyka ciągłego uczenia, to jest tylko dla kilku wybranych osób. Po roku mi się znudziło… albo czasem trzeba odpuścić.

Pewna Lekarka powiedziała, że kiedy była małą dziewczynką, (nie chodzi o mnie) to zobaczyła tomograf i zapragnęła być radiologiem, bo bardzo podoba jej się wykonywanie zdjęć. Została nim.

Więc … jak odkryje się swój cel (skalpel, TK, gastroskop, praca w hospicjum) studia stają się czymś przydatnym, a nie obozem karnym :)