sobota, kwietnia 11

Dlaczego nie wolno śmiać się z nauki "pszyry", "bioli"?

Jak nauki biologiczne zmieniają punkt widzenia?

Wizyta w drogerii nie sprawia juz tyle przyjemności. Wszelkie drogie bajery typu macierzyste komórki roślinne nie są już czymś wspaniałym, tylko chwytem marketingowym. Wiadomo, że komórki mogą przeżyć na specjalnych podłożach, a nie w kremie z wazeliną. W produkcie jest rozdrobniona, zmiksowana paćka, chociaż reklama i napis na pudełku mówią o komórkach, co sugeruje żywy element, a tam jest po prostu ekstrakt roślinny zawierający białka m.in enzymy i inne substancje, np. polifenole.
Gyby to były naprawdę roślinne komórki macierzyste, to nie przedostawałyby w głębsze partie skóry. Gdyby to działało, to wyobrażcie sobie przyszłość medycyny. Ech, otwórzcie swe kreatywne umysły: "mogę kupić komóreczki macierzyste w kremie, a one pobudzają moje komórki skóry. Czemu nie smarować tym skóry na brzuchu, niech wsiąknie do wątroby??? Niech wątroba rośnie ku radości właściciela, żeby dopił drinka więcej!" Nie da się ;/
Wyszłam ze pewnym niesmakiem, kiedy próbowano mi wcisnąć taki krem. Owszem, produkt może być z róży alpejskiem, która zakwitała na szczycie Mont Blanc, czerpała wodę z rozpuszczonego lodu z najczystszego lodowca, a jej kwiat był zerwany przez najpiękniejszą dziewczynę ze wsi, kiedy rozkwitające właśnie kwiecie muskały pierwsze promienie wschodzącego słońca. To może być prawda, ale nie kit, że krem z komórek macierzystych róży jest bardziej skuteczny jak zwykły krem roślinny za dyszkę. Zresztą reklama polega na niedomówieniach, bo nigdzie nie jest wyjaśnione jak takie cudo działa.
Może w niedalekiej przyszłości bogaci będą odmładzać się komórkami macierzystymi, ale autogennymi/własnymi, a te będą wszczepiane do organizmu, a nie wsmarowywane.
Za to więcej oszczędzam...


Oglądanie reklam dobija. Pan z telewizji tłumaczy, że jego lek jest najlepszym lekiem przeciwbólowym, bo ma inhibitor Ce-o-iks. 



Wiadomo, przecież wszystkie leki przeciwbólowe dostępne w supermarkecie, na stacji benzynowej są nlpz-ami hamującymi cyklooksygenazę prostaglandynową.

Nowość: agenci do spraw reklamy dokonali odkrycia! Bioretencja pierwiastków! 
Jedna z firm produkująca magnez chwali go jako ten o najwyższej retencji. Retencję to można mieć retencję wody przed okresem.
Jeśli człowiek ma niedobór magnezu, to oczywiste, że to, co zostanie przyswojone przez organizm, zostanie już wykorzystane, zużyte m. in. jako składnik enzymów oddechowych, aktywator enzymów, ew. zmagazynowane w kościach, mięśniach, wątrobie, 

Na pocieszenie stara reklama





środa, kwietnia 8

Przesilenie Wiosenne

podobno jedna z Pań z Dziekanatu jest zaniepokojona brakiem nowych postów, bo nie ma co czytać w przerwach. Bardzo mnie to motywuje, przynajmniej samo wyobrażenie, że ktoś czeka.

Dziś kolejna porcja cynizmu i słodyczy, wymieszanych w odpowiednich proporcjach, bo tak jest w życiu, że gorzkie leki się słodzi sacharozą, za większe sukcesy płaci się większym wyczerpaniem.

Młodziaczki z mojej Uczelni mają łatwiej, nie byłyby w tym złego, gdyby nie umieli tego pojąć, że mają łatwiej. Jest taka grupka osób, które ciągle narzekają i skarżą się, biedactwa nie mają czasu obejrzeć kilku odcinków "barw szczęścia" pod rząd. Akurat tej grupie nie współczuję.
Na pewno studenci mają dużo nauki, przechodzą podobne sytuacje jak starsi koledzy. Ale zmiany są. Kolokwia biochemii z opisowych zmieniono na testy, są szybsze do sprawdzenia i nie ma problemu z interpretacją klucza. I tutaj proszę mi się skarżyć "moje kolosy są cięższe jak twoje". Nawet dziecko, które umie utrzymać długopis i zakreślić kółeczko, jest w stanie trafić w przynajmniej jedną, dwie odpowiedzi poprawnie. A co dopiero dwudziestoletni człowiek, który miał dwa tygodnie na opanowanie materiału. A teraz coraz więcej katedr wprowadza testy, rezugnując z odpowiedzi ustnych i pisemnych. Prawdziwa pielgrzymka to była, jak się chodziło do profesora grupką, żeby poprawić temat z danego tygodnia. Teraz studenci siedzą w sali i rozwiązują testy ;-)

Przez lata trwa wymiana asystentów, jest coraz mniej tych LEGENDARNYCH. Młodziaczki nie poznaliście tak wielu ciekawych osobistości, chyba żadnej, bo ja poznałam zaledwie kilka. Szkoda, że nie wypada tutaj rzucać nazwiskami, przedstawiłabym kilka opisów. Jak ktoś narzeka na anatomię, to zawsze przedstawiam swój skład i przestają licytować, kto miał więcej nauki.

Z kolei nasi asystenci mogą sypać anegdotami z rękawa, jak kiedyś wyglądały ich studia, jeszcze inne, jeszcze więcej wymagań, jeszcze barwniejsi ich asystenci.

5letni tryb nauki: ja nie wierzę, że można rozłożyć ten sam materiał z 6lat w 5lat. Brak chemii, statystyki nie będzie odczuwalny. Ale nie wyobrażam sobie tej samej ilości materiału, jesli nachodzi to z nauką innych ważnych przedmiotów, które kiedyś były w innym czasie na starszych latach. To niemożliwe do zsumowania, więc katedry rezygnują z pewnych bardziej szczegółowych rzeczy z książek/sylabusów.

Przesłanie: nie narzekać, bo jest jednak łatwiej.


poniedziałek, marca 9

ASYSTENCI. chapter 1

Asystenci są akademiccy i kliniczni. Albo inaczej: 
  1. surowi, wymagający, lecz kulturalni
  2. łagodni, raczej "dają" swoją wiedzę niż wymagają wiedzy od studenta.
  3. "Taki mam fun, jaki minął mi dzień" starają się, ale czasem mniej wychodzi
  4. KAPCIE, KTÓRYM NIE WYSZŁO W ŻYCIU i mają ubaw ze studencików.
1. Na anatomii mielismy wybitną prowadzącą. Dwubiegunowy styl prowadzenia zajęć (przecież nie ona). Pierwsze zajęcia z opon mózgowych - wszyscy mieliśmy kapy/dwóje. Potem spielismy się, uczyliśmy się więcej i staliśmy się tą lubianą sekcją. Raz można było oberwać, a raz słuchac miłych historii o zwierzętach i dzieciach.

2. Spotykani na klinikach tylko na trzecim roku wzyż. 
Wiadomo, że chodzi m. in. o oddziały chirurgii - wiadomo chirurdzy są zabiegani i nie mają czasu bawić się w kartkówki, wejściówki, tym bardziej nie ma czasu żeby przyjmować studentów przychodzących na poprawę.
Zajęcia typu socjologia, psychologia, spychologia są traktowane bardziej luzacko, aczkolwiek wszystko zależy od asystenta. Najmilej wspominam historię medycyny :-)

3. Chyba największa ilość, jednak mnie to nie dziwi, bo lekarze jednak żyją w napięciu, nie da sę zapomnieć o problemach w domu itp więc są czasem zmęczeni.

4. Nie wymienię konkretnych osób. Częściej na młodszych latach, gdzie są spotykane jeszcze studenciki, a nie panowie doktorowie. Coś jest nie tak, kiedy cała sekcja chodzi na poprawy anatomii i pisze po 3 kartkówki na raz, każdą z wiedzy o innym nerwie czaszkowym. 

sobota, marca 7

Motywacjo przybywaj

Co zrobić, żeby motywacja do nauki nie uciekła?
  1. Wiem, że chcę [uczyć się]. Chcę i nie szukam wymówek, nie wydłużam przerw do 6godzin oglądania kotów/grania w lola/porno/zakupów na allegro* niepotrzebne skreśl
  2. Wiem, dlaczego to robię. Jeśli nie wiem, po co się uczę, to nieświadomie uznaję, że to niepotrzebne, zajmuje mi czas i rezygnuję z tego.
  3. Wiem, że potrafię. Chyba, że zabrano się za to za późno - nie starczy czasu.
  4. Przyzwyczaić się do myśli, że kształcenia trwa do emerytury i zaakceptować ten stan jako naturalny.
  5. Akurat to mnie interesuje [z każdym tematem tak się nie da].
Jak poznać, że motywacji do nauki jest wystarczająco dużo?
  1. Czytanie i notatki są tak niezbędne jak diureza studenta.
  2. Sny dotyczą medycyny i asystentów.
  3. Medycyna jest hobby.
  4. Zanudzacie ludzi w klubie ciekawostkami, że palenie chroni przed sarkoidozą.
  5. Jesteście monotematyczni: rzucacie tylko wyspecjalizowane medyczne żarty/

wtorek, lutego 3

porównanie

Studentów z Erasmusa można pytać tylko wtedy, gdy jest zasięg sieci internetowej. Wtedy mogą szukać odpowiedzi w internecie. Na bloku operacyjnym nie ma zasięgu, więc skomplikowane pytania odpadają.
Czasem mi ich szkoda, bo nawet nie przeprowadzą wywiadu z pacjentem, większość zna tylko polskie słowa dzień dobry, jak się masz, proszę, dziękuję. Doktorom nie chce się wszystkie tłumaczyć, więc dają studentom skrótowe sprawozdania.

Wolno im się spóźniać. Więcej niż kwadrans studencki. Na biologię wchodzili z kawusią w ręce i bułką w drugiej, często bez fartucha. Myśmy musieli być punkt ósma i wejść za Panem. Fartuszki były ala dr House białe, za kolano. Każdy musiał mieć kredki do rysowania ;-) Mieli prostszą anatomię, bez sulcus tendo musculi flexoris hallucis longi!
Mieliśmy około 100 szkiełek z histologii, po 5-6 klaserów. Oni mieli jeden klaser :p

czwartek, stycznia 29

studeo, studere

Kiedy ktoś ze studentów niemedycznych pyta się mnie o mój kierunek studiów, a powiem, że lekarski, to podsumowanie jest:
- o masz dużo nauki/jesteś pewnie kujonem/lubisz się uczyć/jesteś "mózgiem". Nie trzeba być kujonem, wystarczy być pracowitym (dla mnie kujon i pracowity mają różne znaczenia). Uczyć się systematycznie i nie dać się zaszczuć nikomu.

Jak mawiała pewna pani: studeo, studere to znaczy poświęcać się, nie uczyć! Bzdura. Nawet na pierwszym roku trzeba znaleźć czas na wypad do pubu w piątek, pograć w coś na kompie. Jeśli się tego nie zrobi, to człowiek stanie się kiedyś zgorzkniały i zmęczony. Nie da się żyć 6 lat niewyspanym, wiecznie zmęczonym i naładowanym kawą/innym pobudzającym środkami.
Powiedziałabym raczej, że studia i poświęcona na nie energia są jak podróż przez dzicz, gdzie nie można zatankować i dokupić żywności. Nie można zużyć całej energii przez pierwsze dwa lata, bo potem nie starczy sił. Trzeba rozłożyć chęć do nauki, swoją energię, poświęcenie. Może ktoś pociągnie śpiąc trzy godziny dziennie, ale to nie jest tego warte.
Możesz zakuć cykl Krebsa lub przemian puryn, ale i tak nie będziesz go pamiętał po kolokwium. Założę się, że nie chciałabyś/chciałbyś być jak Kim Peek.
Pewien człowiek powiedział "musicie nauczyć się teraz 100% wiedzy z książki, bo człowiek zapomina 70%, więc kiedy traficie do pracy, to te 30% powinno wam starczyć". Te słowa były raczej w odniesieniu do przedmiotów teoretycznych typu histologia, ale prawda jest taka, że wiedzę kliniczną też będzie się pamiętać tylko pod warunkiem jej ciągłego przypominania i rozwijania w pracy. Te pamiętane 30% z innych klinik to skierowania i odsyłania do innego specjalisty.

piątek, stycznia 16

patient patient czyli cierpliwy pacjent

Błogosławieni pacjenci, którzy cierpliwie czekają w kolejce 
albowiem im dane będzie wejść do Królestwa bez kolejki.

Błogosławieni pacjenci, którzy nie kłócą się i nie krzyczą
albowiem im będzie dane śpiewać głośno Hosanna w Królestwie.

Patient patient czyli cierpliwy pacjent. Wg Anglosasów na bycie cierpliwym i chorym jest jedno określenie. To samo słowo co dla pacjenta. W dzisiejszym świecie nie ma lekarza i pacjenta, jest świadczeniobiorca i świadczeniodawca. Skupiamy się na wypełniania papierków i pełnieniu usług. Leczenie człowieka zamienia się w mechaniczną i farmakologiczną reparację kawałków ciała. Z drugiej strony lekarz nie ma obowiązku bawić się w dr Judyma, żeby poprawiać komuś warunki socjalne, robić komuś za "rodzica" i narzucać swoje poglądy.

Co mi nie pasuje? Pacjenci odmawiają udziału studenta w badaniu lub przy zabiegu. To znaczy każdą odmowę pacjenta trzeba uszanować, bo są różne problemy, o których nie każdy chce opowiadać, ale odmawiać wywiadu o zapaleniu wyrostka, które może trafić się każdemu?Jak student może się czegoś nauczyć, nie spotykając się z pacjentem? Jak wypracuje sobie sposób zbierania informacji, żeby nie przeoczyć niczego? A sam kontakt z drugim człowiekiem: pacjent nie jest slajdem, reaguje emocjonalnie, nieraz nieobliczalnie.
Czy chorzy nie myślą przyszłościowo, że przecież ich udział w nauce studenta zaprocentuje, bo taki młody lekarz będzie lepszy o doświadczenie zdobyte na studiach? Przecież taki student zostanie kiedyś doktorem, u którego leczenie będą kontynuować oni sami lub ich bliscy.

niedziela, stycznia 4

Przedruk

Znalazłam ciekawy list na fejsbuku, przedruk z: Chcemy leczyć, a nie refundować.
Dramatyczny list Pani Doktor - lekarza rodzinnego!
"Do moich pacjentów, znajomych i przyjaciół!
Postanowiłam napisać list z prośbą o przesłanie go dalej jak najliczniejszej grupie ludzi.
3 stycznia po dzienniku widziałam rozmowę z politykami na temat sytuacji jako zaistniała w POZ.
Prowadząca wielokrotnie mówiła, że nie rozumie postępowania Porozumienia Zielonogórskiego. Cała sprawa została sprowadzona do nadmiernych żądań finansowych , braku odpowiedzialności i krzywdzenia pacjentów.
Jak pewnie wszyscy zauważyli do tej rozmowy nie został zaproszony nikt ze strony lekarzy a o tym czego chcą lekarze wypowiadał się autorytatywnym głosem przedstawiciel PO.
Przekłamania i oszczerstwa są poważne i poważne jest to o co walczy Porozumienie Zielonogórskie.
Bardzo poważnym problemem POZ (myślę, ze nie tylko) są starzejący się lekarze. W województwie opolskim średnia wieku lekarza pracującego w POZ przekroczyła 57 lat. Gdyby w tej chwili z systemu odeszli emeryci to system by się zawalił. Młodych kształcących się lekarzy jest niewielu.
Ja miesięcznie przyjmuję ponad 1200 pacjentów. Średnio 50-70 osób dziennie. Zdarzają się dni gdzie tych pacjentów przyjmuję i 100. Każdego roku dochodzi nowa praca. Część jest widoczna dla wszystkich bo większą część czasu patrzę w monitor i stukam w klawiaturę. Dużej części państwo nie widzicie. Skraca się czas poświęcony na kontakt z pacjentem a wydłuża czas biurokratyczny. Lekarze i tak nie są w stanie prowadzić kartotek w sposób zgodny z przepisami i bezpieczny dla siebie, bo starają się wypełnić swoje podstawowe zadanie leczenia pacjentów.
W nowej umowie jest kilka niemożliwych do przyjęcia zadań. Jest ona skierowana przeciwko pacjentom i stawia pacjentów i lekarzy naprzeciwko siebie. Tylko razem jesteśmy w stanie zawalczyć o wspólne dobro.
Po pobieżnej lekturze nasuwają mi się liczne uwagi. Pierwsza sprawa - pakiet kolejkowy. Wszystkiego nie wiem, ale to do czego doszłam jest bulwersujące. Lekarz endokrynolog jak wszyscy wiedzą leczy najczęściej choroby tarczycy. W nowej umowie to lekarz POZ będzie zobowiązany do leczenia niedoczynności tarczycy. Wszyscy państwo, którzy jesteście pod kontrolą poradni endokrynologicznej, teraz wrócicie do POZ. Lekarz nie będzie mógł państwa skierować do specjalisty. Rozwiązany problem kolejki u endokrynologa? Ma pan minister sukces? Łagodny przerost gruczołu krokowego też w gestii lekarza POZ. Zniknie kolejka do urologa? Takich jednostek chorobowych wrzuconych do POZ jest więcej.
Na wykonanie tych zadań lekarz POZ nie dostaje żadnych dodatkowych pieniędzy, a minister może zaoszczędzić na wykupieniu tych wizyt u specjalistów. Tyle że specjaliści mieli wykupioną konkretną ilość wizyt a my nie mamy limitu. Przyjąć należy wszystkich pacjentów.
Niestety nie potrafię już w sposób bezpieczny dla pacjentów przyjmować większej ilości ludzi.
Liczni moi koledzy mają już przyjmowanie na godzinę. Pacjent endokrynologiczny na kontrolnej wizycie będzie musiał zająć 30 minut tak jak u specjalisty. Już ostatnio pojawiły się kłopoty gdzieniegdzie z dostaniem się do lekarza w dniu rejestracji. Niestety teraz obejmie to już wszystkie praktyki.
Co zrobić z pacjentami potrzebującymi zwolnienie do pracy. Z nagłymi zachorowaniami. Ludźmi z wymiotami, biegunkami, bólami, gorączkami. Nie potrafię w sposób uczciwy w stosunku do pacjenta przyjąć na siebie nieskończonej ilości zadań i przejąć pacjentów moich kolegów specjalistów tylko po to by minister miał wyborczy sukces.
Kolejna sprawa - umowa. Umowa ma być bezterminowa. Tą umowę może zmieniać aneksem NFZ bez jakiejkolwiek konsultacji. Ja tylko mogę ją wypowiedzieć. Będzie można do POZ wrzucać wszystko co się nie zmieści gdzie indziej. My staniemy się pierwszą twarzą NFZ w opozycji do pacjenta. Sami już niewydolni będziemy tak jak teraz dostawać nowe zadania i nasza niemożność wykonania zadań będzie uderzała w pacjentów.
Kolejna sprawa - skierowania do okulisty i dermatologa. Okulistycznie leczymy zapalenia spojówek i powtarzamy zalecone przez okulistę leki. Po co wypisywać skierowania do okulisty na dobranie okularów? Ja i tak nie mogę nic w tej dziedzinie zrobić. To jest i Wasz i nasz czas. Żeby pójść z dzieckiem po korektę szkieł będziecie musieli zarejestrować się wpierw do POZ po skierowanie. Kolejny dzień u lekarza w kolejce. Podobnie u dermatologa. Do dermatologa zawsze szło się bez skierowania. Była to najskuteczniejsza metoda wczesnego leczenia chorób wenerycznych. Teraz najpierw do mnie a później dalej.
Kolejna rzecz - pakiet onkologiczny. To już jest grubsza sprawa. W mojej praktyce mam w ciągu roku od 7-10 wykrytych pierwszorazowych zachorowań na nowotwór. Z tego 1-3 pacjentów to tacy, którzy nigdy nie byli wcześniej u lekarza i przychodzą w stanie zaawansowanym. Wielokrotnie tych kieruję od razu do szpitala bo są w złym stanie i wymagają natychmiastowego leczenia. Oni też zawsze byli przyjęci od razu, najczęściej na internę. Kilka pacjentek to pacjentki z nowotworami piersi i narządów rodnych. Tutaj swoją rolę jak dotąd widzę na wpajaniu pacjentkom konieczności wizyt u ginekologa i namawianiu na badanie piersi. System działa. Zostaje więc kilku pacjentów z pozostałymi nowotworami. Skupię się na nowotworach jelita grubego. Przez kilka lat funkcjonowało przesiewowe badanie kolonoskopowe i to dawało rezultaty. Za rządów ministra Arłukowicza to zostało zaniechane, albo mocno okrojone. Fakt, ze moi pacjenci nie mają do tych badań dostępu. Pozostaje planowana kolonoskopia. Większość placówek ma wykupione przez NFZ to badanie bez znieczulenia.
Bardzo bym chciała zobaczyć twarz ministra po wykonaniu tego badania bez znieczulenia.
Jeżeli rak jelita grubego daje jednoznaczne objawy to często jest już za późno na pełne wyleczenie. Jest to więc wyjątkowy wyścig z czasem. Jakie są wczesne objawy raka jelita grubego? Mogą być pojawiające się biegunki, mogą być zaparcia, może być krew w kale, mogą być pobolewania, może być utrata wagi. Dotąd dawałam skierowanie na kolonoskopię. U większości pacjentów były polipy, które lekarze od razu usuwali. Wszyscy Ci pacjenci to potencjalni chorzy na raka. Radość z wyleczenia i uniknięcia tragedii. Teraz spośród tych pacjentów mam wybrać lepszych i dać im zieloną książeczkę. Wszystkim nie mogę. Jeżeli nie dam komuś u kogo, w trakcie stania w jeszcze dłuższej kolejce, rozwinie się rak to pacjent będzie miał żal do mnie a nie do ministra, a ja będę musiała z tym żyć.
Dlaczego nie mogę dać wszystkim? Bo muszę mieć trafienia! Trafienia to jest określenie ministra na pacjenta z chorobą nowotworową. Wydam 30 książeczek Pacjent przejdzie diagnostykę i teraz oceni moją pracę urzędnik. Jeżeli będę miała 0-1 trafienia to zostanę skierowana na karne szkolenie a za wykonaną pracę mi nie zapłacą. Czyli badając w kierunku choroby nowotworowej 30 pacjentów nie znajdę u nikogo rozwiniętego raka to będę ukarana szkoleniem i finansowo. Teraz badam nawet stu ludzi, żeby wykryć u jednego raka. Moja sytuacja się poprawi jeżeli będę miała 2 trafienia dostanę wtedy 20 złotych i nie będę karana upokarzającym szkoleniem. Ta kwota rośnie i przy stosunku jedno trafienie na pięć sięga ponad 100 złotych. Cały czas cytuję umowę! Staniemy więc z pacjentem po przeciwległej stronie - on będzie się cieszył, że nie ma raka, ja będę miała poważny problem. Będę więc unikała zielonych książeczek jak ognia, albo wydam je wszystkim.
Jeżeli nie wydam to minister wygrał, bo lekarze są źli i nie chcą pracować, jak wydam to nie wytrzymam finansowo (bo za tą diagnostykę zapłacę z puli POZ) i dołożę do pracy kolejne wypisywanie książeczek, sprawozdań. Wydłuży się więc kolejka pacjentów u mnie. Wąskie gardło w postaci zbyt małej ilości zakontraktowanych kolonoskopii pozostaje.
Tyle, ze teraz za to odpowiadam ja nie minister.
Kolejna sprawa to EWUŚ. Jak państwo wiecie musimy sprawdzać EWUŚ czyli czynne ubezpieczenie pacjenta. Dwa razy w tygodniu trafia się pacjent, który EWUŚ wyświetla w kolorze czerwonym – pacjent nieubezpieczony. W większości są to pacjenci, którzy mają ubezpieczenie i faktem, że świecą na czerwono są oburzeni. Teraz pacjent wypisuje oświadczenie, że jest ubezpieczony i my przyjmujemy takiego pacjenta nieodpłatnie. NFZ płaci za takiego pacjenta. Teraz NFZ przestaje płacić za pacjentów świecących na czerwono (w mojej praktyce 11%). Czyli jak pacjent świeci na czerwono i wypisze nam oświadczenie, to za jego leczenie i wizytę nie zapłaci nikt. Pieniądze zostają w funduszu. Kolejna oszczędność ministra.
Takich pułapek jest więcej a list i tak zrobił się długi. Jest to jednak nasza wspólna sprawa - pacjentów i lekarzy.
W tym roku mija 30 lat mojej pracy i zawsze byłam po stronie pacjenta, bo sama też jestem pacjentką i to z wiekiem coraz częściej i boleśniej. Ministrowie się zmieniają a ja od 30 lat o 8.00 wołam proszę (teraz parę minut później bo ładuje się komputer).
Tej pracy nie chcą wykonywać młodzi lekarze i jak nic się nie zmieni, to po pięciu latach nastąpi poważny kryzys w służbie zdrowia na poziomie POZ. Wtedy obecny minister będzie już miał inną posadę równie prestiżową i pozbawioną osobistej odpowiedzialności jak teraz, ale my zostaniemy na dole, pacjenci i lekarze.
Dlaczego inni podpisali? My nie podpisaliśmy, i jakie mamy kłopoty, a strach pomyśleć co nas czeka. Straszą nas przez telefon, jeżdżą do prywatnych domów. Ruszyły zmasowane kontrole. Nagonka bezpardonowa w mediach. Kłamstwa, półprawdy, wyrwane z kontekstu słowa. Ja się boję bardzo i nie dziwie się, że inni też się boją. Tylko zwarta grupa może się przeciwstawić.
Jeżeli my przegramy to tak naprawdę przegrają pacjenci.
Z poważaniem
Lekarz rodzinny z 30 letnim stażem w jednej placówce
Jeszcze raz proszę o rozesłanie tego listu swoim znajomym, bo jest to jedyna forma wyjaśnienia stanowiska lekarzy rodzinnych."

Zgadzam się, że średnia wieku lekarzy rośnie. Zwłaszcza w "niechcianych" specjalizacjach, niedających możliwości dorobić...
Pakiet kolejkowy: np jeśli chodzi o leczenie chorób tarczycy lekarz POZ moim skromnym zdaniem mógłby przedłużać recepty, bez zmian dawek, w przypadku kiedy pacjent jest skutecznie leczony i nie odczuwa skutków ubocznych. Tak zwykle działało w przypadku przewlekłych chorób. Bliżej pójść do przychodni niż specjalistycznej poradni. Oczywiście tak jak w liście nie powinien sam zaczynać leczenia, lecz kontynuować je.

piątek, stycznia 2

Postanowienia i wytłumaczenia

Szczęśliwego 2015

Z powodu świąt nie mogłam napisać posta, po pierwsze nie miałam ukochanego laptopa (ciężko pisać dłuższe teksty ze smartfona), po drugie nie miałam inspiracji odizolowana od świata medycznego, po trzecie kobiety-co-piszą przeważnie piszą dzięki męskiej "muzie", a jak wiadomo takie muzy męskie powodują bóle głowy, nie procesy twórcze.

Moje zamiary na 2015:
Postaram się napisać w niedługim czasie o dermatologii i o pozamedycznym życiu studenta ( a to z tego względu, że postronni uważają, że student medycyny nie ma czasu na życie prywatne, nie wychodzi nigdzie. Postaram się pokazać, że to ludzie tacy jak inni).
I zrobić bardziej indywidualny szablon. Jak byłam w gimbazie pisałam już wtedy (trochę depresyjnego) bloga i za tych czasów umiałam użyć html w prosty, uczniowski sposób. Ta umiejętność przyda mi się, żeby powstawiać obrazki.
Nie mogę wciąż się przekonać do pisania o uczelni. PTAK WŁASNEGO GNIAZDA NIE KALA. a więc gdybym zaczęła pisać, mogłabym przedstawić ją w złym świetle :) Mogłabym napisać dobre rzeczy, ale to byłoby nudne i nikt by nie czytał tego.